„I widząc z daleka drzewo figowe pokryte liśćmi, podszedł, by zobaczyć, czy może czegoś na nim nie znajdzie. Lecz gdy się do niego zbliżył, nie znalazł nic oprócz liści, bo nie był to czas na figi.”
(Ewangelia Marka 11:13)
„Nie była to bowiem pora na figi”
– powiada Marek. Działo się to bowiem tuż przed Paschą, jakieś sześć tygodni przedtem, nim pojawiają się w pełni ukształtowane owoce. Fakt, że Marek dodaje te słowa, wskazuje iż wiedział on, o czym mówi.
Kiedy mniej więcej pod koniec marca pojawiają się na figowcu liście, towarzyszą im niewielkie gałeczki, zwane przez Arabów taqsh – coś w rodzaju zwiastunów prawdziwych fig. Owoce te jedzą wieśniacy i inni tamtejsi mieszkańcy, gdy są głodni. Taqshopadają z drzewa przed wykształceniem się prawdziwych fig, lecz kiedy nie towarzyszą pojawieniu się liści, oznacza to, że w tym roku fig nie będzie.
Kiedy więc Jezus sprawdzał, czy są na drzewie taqsh, aby tymczasem zaspokoić głód, było dla niego rzeczą jasną, że ich brak oznacza, iż fig nie będzie, kiedy przyjdzie czas owocowania. Przy całej wspaniałości listowia, drzewo to było jałowe i nie rokowało nadziei.
Całe wydarzenie było zainscenizowaną przypowieścią.
Dla Jezusa to drzewo figowe – piękne lecz niepłodne – symbolizowało Jerozolimę, gdzie przestrzegano i odprawiano wiele rytuałów i obrzędów religijnych i gdzie spotkał się z całkowitym brakiem odzewu na przyniesioną przezeń nowinę od Boga. Uschnięcie drzewa było zatem zapowiedzią nieszczęścia, które – jak przewidział i przepowiedział – miało wkrótce spotkać miasto.
Ale uschnięcie drzewa, tak jak je opisuje Marek, miało osobiste znaczenie dla uczniów – pouczało ich, by mieli wiarę w Boga (Mk 11:22).
To właśnie jest morał dla nas, który wynika z opowieści o cudach i dziś. Opowieści te zostały spisane jako znaki Bożej mocy i nawet gdybyśmy potrafili udowodnić ich historyczność ponad wszelką wątpliwość, to i tak nie pojmiemy sensu tego, co nam mówią, jeśli nie ujrzymy w nich znaków działania Boga w historii, którego punktem kulminacyjnym było przyjście Chrystusa na ziemię.
F.F. Bruce