Instynkt strachu, czyli wróg krytycznego myślenia

Krytyczne myślenie jest zawsze trudne, ale jest prawie niemożliwe, gdy się boimy. Nie ma miejsca na fakty, kiedy nasze umysły są zajęte strachem.

Hans Rosling, Factfulness

fragment wykresu: readingraphics.com

artykuł: Instynkt strachu / fragment wykresu: readingraphics.com

W swojej książce Factfulness, wydanej już po jego śmierci Hans Rosling opisuje dziesięć przeszkód, które wykrzywiają nasze postrzeganie świata – to instynkty, które odbierają nam możliwość racjonalnego spojrzenia na rzeczywistość. Numer 4 zajmuje strach – wbudowana w nasz mózg zdolność zauważania niebezpiecznych rzeczy. Jak zauważa, taki instynkt ma swoje ewolucyjne uzasadnienie. – Strach może być przydatny, jeśli służy właściwym celom – podkreśla. Ale…

Instynkt strachu jest okropnym doradcą, jeśli chodzi o zrozumienie świata. Sprawia, że ​​skupiamy naszą uwagę na mało prawdopodobnych zagrożeniach, ignorując te naprawdę poważne

– pisze.

Instynkt strachu

Instynkt strachu

Dlatego, jak radzi, aby wrócić na ziemię należy skalkulować ryzyko – na ile wyobrażony strach ma szansę się ziścić w postaci projektowanego przez nasz mózg czarnego scenariusza.

Wracając na nasze religijne podwórko, powyższa garść cytatów to ostrzeżenie przed religijnymi siewcami strachu. Ilekroć trafia do nas przekaz zbudowany właśnie na strachu, nadawca komunikatu świadomie bądź nie korzysta z tej właśnie specyfiki ludzkiego mózgu – zaszczepienie lęku przed np. „Bożą karą” w postaci średniowiecznej koncepcji piekła idealnie wpisuje się w powyższą teorię. Kiedy nadstawimy ucha, zauważymy, że wzbudzanie poczucia winy, a jednocześnie strachu ma się w chrześcijaństwie dobrze, a kolejni kandydaci na jedynych posiadaczy prawdy stosują skompromitowane w ubiegłych wiekach metody z uporem godnym lepszej sprawy.

Jedyną przeciwwagą dla komunikatu „siewców strachu” jest krytyczne myślenie. Wykluczone w momencie, kiedy nasz mózg zostaje zainfekowany wirusem strachu (patrz cytat na początku artykułu), ale okazuje się niezbędnym remedium na próby zdobycia naszych umysłów – przy użyciu tego czy innego zagrożenia. W czasach clickbaitowych tytułów obliczonych na instynktowną reakcję czytelnika, dalej jesteśmy podmiotem w walce o nasze umysły.

Pamiętajmy, że niebezpieczeństwo może przyjść z najmniej oczekiwanego miejsca, z którego raczej oczekiwalibyśmy komunikatu opartego na „miłości bliźniego”. W zamian za to otrzymujemy niestrawną papkę złożoną z ostrzeżeń, anatem, zbiorowych lęków podlanych sosem rozbudzanego poczucia winy.

Komunikat z naklejką „strachu, nadchodzę” ma niejedno imię. Kaznodziejów odmieniających piekło przez wszystkie przypadki, często zastępują bardziej subtelne działania, wywierające wpływ na nasze przekonania i sposób myślenia. Dowiadujemy się, że praktyka, której oddawaliśmy się przez całe życie, ma „pogańskie korzenie”. Dlaczego? Z tym już trudniej, ale jeśli papier wszystko przyjmie, to Internet tym bardziej. Mimo że Biblia na ten temat milczy, okazuje się, że obrażamy samego Boga tą czy inną procedurą. Medyczną czy finansową (obrót bezgotówkowy), bądź też lekceważymy znaki rzekomo nadchodzącego antychrysta. No, bo jeśli uczynimy to czy coś innego, co akurat zostanie tematem dnia w mediach, na naszym ramieniu pojawi się „znak bestii”. A od tego tylko krok do ognistego piekła rozpalonego w średniowieczu.

Tylko racjonalne myślenie może nas uratować.