Celem tekstu nie jest wyjaśnienie, na podstawie Biblii, czy udział w konfliktach zbrojnych jest etyczny. Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na pewien zaskakujący fakt, który charakteryzuje chrześcijaństwo w związku z akceptacją bądź przynajmniej tolerowaniem sięgania po oręż. Na początek dwa fakty, z którymi zapewne zgodziłoby się wielu chrześcijan: Chciałbym oba fakty skonfrontować z praktyką chrześcijańską pierwszych wieków, a właściwie zaleceniami dwóch soborów, które akceptowane są w świecie chrześcijańskim z uwagi na doniosłość zaleceń, które sformalizowały powyższy punkt 1., czyli bóstwo Chrystusa. Na początek sobór chalcedoński – „największe w starożytności zgromadzenie biskupów chrześcijańskich Cesarstwa Rzymskiego, zwołane przez cesarza Marcjana do Chalcedonu w Bitynii, trwające od 8 do 31 października 451 roku”. Oto kilka stwierdzeń, z którymi zgadza się wielu chrześcijan dzisiaj: „* Jezus Chrystus jest Bogiem-Człowiekiem mającym jedną hipostazę, składającą się z dwóch natur (dyo physeis kai mia hypostasis) To, czy Chrystus mógł być jednocześnie Bogiem i człowiekiem, zajmujemy się w innym miejscu, natomiast faktem jest, że na te deklaracje powołują się chrześcijanie obecnie. Ale co sobór powszechny chalcedoński mówi o służbie wojskowej? Przeczytajmy kanon 7: Uchwaliliśmy, że osoby raz na zawsze przyjęte do stanu duchownego lub do zakonu nie mogą przyjmować ani służby wojskowej, ani godności cywilnej. W przeciwnym wypadku tych, którzy ośmielili się to uczynić, i nie powracają w skruszeniu ku temu, co dla chwały Bożej wybrali uprzednio, należy wykląć. Widzimy więc, że osoby, które wybierają drogę służby Bogu, nie mogą uczestniczyć nie tylko w wojnach, ale w ogóle podejmować służby wojskowej. Oczywiście warto podkreślić, że w połowie V wieku podział na laikat i duchowieństwo był już mocno zarysowany. Jednak praktyka pierwszych gmin chrześcijańskich była zupełnie inna. Na przykład apostoł Piotr wypowiadał się w duchu powszechnego kapłaństwa dostępnego wszystkim podążającym drogą Jezusa Chrystusa: 1 Piotra 2:5 I wy sami, jak żywe kamienie, jesteście budowani w duchowy dom, stanowicie święte kapłaństwo, aby składać duchowe ofiary, przyjemne Bogu przez Jezusa Chrystusa. 1 Piotra 2:9 Lecz wy jesteście rodem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem nabytym, abyście rozgłaszali cnoty tego, który was powołał z ciemności do swej cudownej światłości; Zostawmy kapłanów, którzy aktywnie z bronią w ręku angażowali się po różnych stronach konfliktów zbrojnych, powstań czy wręcz wojen. Czy jednak katolicy świeccy, którzy podpisują się pod słowami apostoła Piotra i czują się solą kościoła powszechnego, nie widzą tej dysproporcji w traktowaniu ich – osób świeckich, którzy mogą oczywiście walczyć, a duchownych, którzy mają przywilej powstrzymywania się od walki? Czyż nie wszystkich naśladowców Chrystusa obowiązują słowa: Wszyscy bowiem, którzy miecza dobywają, od miecza giną I w końcu temat tego artykułu: z jednej strony słowa o bóstwie Chrystusa są uznawane do dziś, a z drugiej rola duchownych w walce np. o niepodległość Polski jest powszechnie znanym faktem, co z kolei każe zastanowić się na ile wielu z tych duchownych pamiętało o Kanonie 7, kiedy, w ich rozumieniu, w słusznej sprawie, stawali po stronie walczących po jednej ze stron konfliktu. Cofnijmy się jednak w czasie o ponad 100 lat. Sobór w Nicei w 325 był o tyle przełomowy, że po raz pierwszy w dziejach ukuto zręby tego, co później stanowiło fundament ortodoksji chrześcijańskiej. Sobór zdecydował, że „Syn Boży jest współistotny (ὁμοούσιος, homoousios) Bogu Ojcu, to znaczy pochodzi z substancji (οὐσία, ousia) Ojca oraz z tej samej osoby (ὑπόστᾰσις, hipostazy) co Ojciec”. Tych słów nie ma w Piśmie Świętym, więc wszelkie późniejsze podobnie brzmiące deklaracje wywodzą się właśnie od postanowień tego soboru, który na soborze efeskim został uznany za pierwszy sobór powszechny. Sobór wyróżniało również to, że obradował pod egidą cesarza Konstantyna, który włączał się do dyskusji i zależało mu na wypracowaniu kompromisowych rozwiązań, mimo to rewolucyjne postanowienia zostały uznane przez wielu chrześcijan za groźną innowację, a wynikające stąd konflikty zwane są kryzysem nicejskim. O ile jednak chrześcijanie niemal jednogłośnie podpisują się pod tymi postanowieniami, to czy zgadzają się oni z innymi punktami dotyczącymi udziału w działaniach zbrojnych? Zacytujmy Kanon 12 w pełnym jego brzmieniu: Ci, którzy zostali powołani przez łaskę do wyznania wiary i pierwszy zryw zapału okazali, i opuścili wojsko, lecz następnie, na podobieństwo psów, do swych wymiocin powrócili, posuwając się do tego, że niektórzy i pieniądze stosowali i za pomącą darów dopięli przywrócenia wojskowych honorów – niech pozostaną przez trzy lata wśród słuchających w przysionku cerkwi Pisma i przez dziesięć lat wśród klęczących, prosząc o przebaczenie. Jednakże względem takowych należy brać pod uwagę ich nastawienie i rodzaj skruchy. Albowiem tych, co bojaźnią, łzami, cierpliwością i dobroczynnością szczerość nawrócenia w czyn wcielają, po wypełnieniu się czasu pokuty wśród słuchających, będzie można przyjmować do uczestnictwa w modlitwach. Biskupowi wolno nawet okazać względem nich większą jeszcze pobłażliwość. Ci zaś, którzy potraktowali swój grzech z obojętnością i uważają dowód uczęszczania do cerkwi za wystarczający dla nawrócenia, niech odbywają pokutę do całkowitego wypełnienia się jej czasu. Dowiadujemy się, że rzeczą jak najbardziej chwalebną jest opuszczenie wojska po konwersji na chrześcijaństwo. Powrót do dawnego zawodu jest na tyle przynoszący ujmę, że porównany zostaje do powrotu przez psa do jego wymiocin. Przeczytajmy fragment z 2 Listu Piotra, z którego te słowa są zaczerpnięte: (20) Jeżeli bowiem ludzie ci przez zwrócenie się do Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa uniknęli już raz zgubnych wpływów tego świata, a potem znów poddali się im z całą świadomością, to ich koniec gorszy jest, niż był początek. Twórcy dokumentu zapewne odnosili się do fragmentu o zgubnym wpływie tego świata. Przeciwstawione temu jest pójście drogą świętego przykazania. W oczach chrześcijan na początku IV wieku służba wojskowa wciąż jawiła się jako coś kojarzonego z zepsuciem otaczającego ich świata. Zwróćmy uwagę też na sankcje karne. Sobór chalcedoński groził klątwą dla duchownych, tu z kolei mamy nawet dziesięć lat pokuty i proszenia o przebaczenie. To bardzo wysoka kara, biorąc pod uwagę postanowienia tego samego soboru w sprawie odejścia od wiary. W Kanonie 11 czytamy: W sprawie tych, którzy odstąpili od wiary, choć nie stosowano względem nich przymusu, ani konfiskaty majątku, ani groziło im niebezpieczeństwo życia czy coś podobnego, co miało miejsce za czasów tyranii Licyniusza, Sobór postanowił okazać względem nich łaskawość, choć nie są godni tej litości. Ci, którzy okażą szczerą skruchę i są ochrzczeni, muszą przez trzy lata odbywać pokutę wśród słuchających Pisma i siedem lat wśród klęczących w cerkwi, prosząc o przebaczenie; podczas następnych dwóch lat będą mogli stać między ludem na modlitwie, nie biorąc jednak udziału w przyjmowaniu świętej Komunii. Podsumowując siedem lat klęczenia i proszenia o przebaczenie, gdy w przypadku powrotu do zawodu żołnierza mamy 10 lat. To pokazuje, że pełnienie, obecnie, bywa, że fetowanego w kościołach, zawodu żołnierza, było w szczególnej niełasce wśród chrześcijan, i to jeszcze w IV wieku. Wracając do głównego przesłania artykułu, o ile chrześcijanie wspólnym głosem popierają postanowienia w sprawie bóstwa Chrystusa, zapominają o innym postanowieniu tego soboru w sprawie służby wojskowości. Oczywiście na poparcie swojej tezy mają inne dokumenty i nauki kościelne. Augustyn w późniejszym czasie ukuł termin „wojny sprawiedliwej”, a w późnym średniowieczu Tomasz z Akwinu określał warunki toczenia tejże wojny sprawiedliwej. Praktyka jednak pokazuje, że słynny Rozejm bożonarodzeniowy w 1914 r. podczas I wojny światowej, kiedy żołnierze alianccy i niemieccy na chwilę odłożyli karabiny, by spotkać się, odśpiewując kolędy i składając życzenia, był jedynie bardzo nielicznym wyjątkiem potwierdzającym regułę na przestrzeni wieków. Nawet piękna tradycja z 1914 r. nie była kontynuowana później. Czytamy o wydarzeniach rok później: Dowódcy z obu stron starali się nie dopuszczać do prób bratania, zarządzając na dni świąteczne ostrzał artyleryjski. Unikano także trzymania oddziałów dłużej w jednym miejscu, aby nie doszło do bliższego „zapoznania się” z żołnierzami z drugiej strony frontu. Co powinni robić chrześcijanie? Najlepiej, gdy sięgną do nauk Jezusa Chrystusa, który nakazał miłowanie nieprzyjaciół, a nie walkę z nimi; nadstawianie policzka, a nie uderzanie w niego. Apostoł Paweł apelował do wierzących w Koryncie – „żeby nie było wśród was rozłamów, ale abyście byli zespoleni jednakowym umysłem i jednakowym zdaniem” (1 Koryntian 1:10), gdy tymczasem chrześcijanie na wojnie stają naprzeciw siebie w przeciwnych okopach. Powinni też jeszcze spojrzeć na różne postanowienia soborów i sprawdzić, na ile są one zgodne ze Słowem Bożym. Autor, podobnie jak osoby, próbujące sięgać do źródła wiary pierwszych chrześcijan, nie zgadza się z postanowieniami soborów na temat bóstwa Chrystusa. Celem artykułu jednak jest wskazanie na ewolucję wierzeń chrześcijan – z jednej strony w IV wieku jeszcze potępiano służbę wojskową, z drugiej wprowadzono mające podbudowę w greckiej filozofii doktryny na temat Boga i Chrystusa. Później poglądy na służbę wojskową również ewoluowały, o czym wspomnieliśmy w przypadku Augustyna i Tomasza z Akwinu, którzy dostarczyli obecnemu chrześcijaństwu intelektualnej podbudowy w kwestii uczestnictwa w konfliktach zbrojnych.
1) Jezus Chrystus jest Bogiem; większość z nich wspomniałaby również, że stanowi on część Trójcy.
2) Nie należy odmawiać służby wojskowej. Udział w wojnie bywa mniejszym złem, często bywa utożsamiany pozytywnie, a osoby deklarujące się jako chrześcijanie trafiają w poczet bohaterów narodowych.
* Jezus Chrystus jest współistotny (homoousios) ludziom w człowieczeństwie, a jednocześnie współistotny Bogu w bóstwie
* Jezus Chrystus mógł cierpieć i umrzeć dlatego, że przedmiotem, czynnikiem jego śmierci było człowieczeństwo. Niewrażliwość i nieśmiertelność pozostały cechami boskiej natury Chrystusa”.
(21) Lepiej byłoby dla nich w ogóle nie znać drogi sprawiedliwości niż poznawać ją po to, by następnie odchodzić od podanego im świętego przykazania.
(22) Swoim postępowaniem potwierdzają słuszność przysłowia, które mówi: Wrócił pies do tego, co sam zwymiotował, a świnia obmyta – do swojego błota.
Chrześcijanie powołują się na sobory chalcedoński i nicejski. Czy wiedzą, co mówią one o służbie wojskowej?
Czy chrześcijanie powinni brać udział w działaniach wojennych? Odpowiedź na to pytanie jest złożona. Świadectwo życia Jezusa Chrystusa, którego chrześcijanie starają się naśladować, sugeruje, że jest to wykluczone. Z drugiej strony praktyka chrześcijańskiego świata wskazuje, że wyznawcy różnych religii angażowali się i wciąż angażują w konfliktach zbrojnych, często po przeciwnych stronach, niewykluczone, że zanosząc modlitwy do tego samego Boga o zwycięstwo, paradoksalnie, nad osobami, które w sferze religijnej identyfikują się tak jak oni – czyli jako chrześcijanie.